Łączna liczba wyświetleń

środa, 1 sierpnia 2012

"Chrapusta" - tekst z londyńskiej "Nowej Polski", częśc II

   Lecz oto sam mówca stanął już na podium - niski, z głową ostrzyżoną przy skórze i zadartym nosem, typowy syn chłopski, - i pokłoniwszy się przed Bialikiem, powiedział właściwie jedno tylko zdanie, rzecz jasna, najczystszą hebrajszczyzną, ale to taką, która w podziw wprawiła i poetę samego i wszystkich zebranych. Zdanie wypowiedziane było nie tylko świetnie. Powiedziane było tak, jak właściwie nikt dzisiaj po hebrajsku nie mówi. Ksawery Pruszyński, gdyby się znał na tym, powiedziałby, że była to hebrajszczyzna - "poprawna, może zanadto poprawna; lśniła gramatyką, niczym drzwi świeżo malowane błyszczą od nieobeschłej farby". 
   Zdanie wypowiedziane przez Władysława Chrapustę lśniło nie tylko gramatyką; lśniło Biblią w oryginale, lśniło przede wszystkim świeżością, niespodziewanym ujęciem, zrozumiałym i możliwym do odczucia tylko dla wytrawnego stylisty hebrajskiego. Tak nie mówią ani gimnazjaliści, ani w ogóle "sabry". Tak mówi tylko człowiek uczony w piśmie, który mimo gruntownego znawstwa mało co miał dotąd sposobności porozumiewania się danym językiem. To tak, jakby ktoś nie znał, lub jak ów sienkiewiczowski osadnik z Maripozy - zapomniał żywego języka polskiego i posługiwał się wyłącznie polszczyzną Biblii ks. Wójka. Najczystszą tedy hebrajszczyzną biblijną oświadczył wówczas Chrapusta:
 
  LUBO  Z  PNIA  IZRAELSKIEGO  NIE  JESTEM,  PRZEDSIĘ  NIECHAJ  IMIENIA  MEGO NIECH  NIE  BRAKNIE  ŚRÓD  WPISANYCH.


Tak można by od biedy stylem biblijnym polskim oddac zdanie wypowiedziane po hebrajsku przez Chrapustę na owym zebraniu w Krakowie.



   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz